piątek, 7 listopada 2014

Indie: Delhi 3


Powrót do Delhi po ekscytujących wydarzeniach w Dharamsali to kolejna podróż 12 godzin nocnym autobusem. Paweł do Delhi dojechał w dniu swoich 30 urodzin i tego dnia... nic specjalnego się nie wydarzyło. Paweł miał poczucie, że jego urodziny trwają od wyjazdy kiedy to podczas imprezy pożegnalnej świętował 3 dni wraz z przyjaciółmi z Wrocławia i fantastyczną ekipą warszawską. Bo w ciągu ostatnich 3 tygodni marzenia spełniały się średnio co 3 dni (same trójki wyszły). Ruszyliśmy w podróż dookoła świata, spotkaliśmy się z Dalajlamą, widzieliśmy Taj Mahal, jeździliśmy skuterem i jedliśmy owoce morza na pięknych plażach na Goa i nie czuliśmy jakoś specjalnej potrzeby strzelać z szampana, a bardziej zostać sami ze swoimi myślami...
Droga dość mocna nas zmęczyła, więc po przyjeździe nad ranem udaliśmy się do hotelu i... poszliśmy spać, a jak się budziliśmy to zaczynało się ściemniać. A tak naprawdę do jeszcze budziliśmy się w czasie jedzenia, picia pierwszego piwa i jakiejś tam indyjskiej wódki gruszkowej.




Pisząc nic specjalnego się nie wydarzyło trochę przesadziłem. Stwierdziliśmy, że pójdziemy do kina na najnowszą produkcję Bollywoodzkiego kina i  była to jedna z najlepszych rzeczy jaką zrobiliśmy w Indiach.

Rozmowa w kasie biletowej:
- Poproszę bilet na Bang bang
- na Bang bang?
- Tak
- Ale to jest po Hindusku
 - Tak
- Zna Pan Hindyski?
- Nie
- (coś po Hindusku z kolegami ) ... jakie miejsca?
- Proszę mi coś dobrego zarekomendować
- yyyyy ok ... 200 rupii

Czekając w kinie przed salą zdążyliśmy zjeść 4 razy droższe niż bilet nachosy i wypić colę. Colę, którą zamówiliśmy bez lodu, a otrzymaliśmy z nim w kubku, więc po zwróceniu uwagi pracownik przechylił cole wysypał część lodu i oddał nam kubek. Paweł pomyślał: "No nic trzeba spróbować indyjskiej kranówy i coli. Niech żołądek ms chodziaż imprezę".
W tym czasie zdążyliśmy przyciągnąć uwagę wszystkich oczekujących, a nawet ochroniarza, który jakby mniej uważniej sprawdzał gości. No właśnie sprawdzał, bo wchodząc do kina przechodziliśmy przez bramki jak na lotnisku. Po nieśmiałym zerkaniu rozpoczęły się pierwsze rozmowy i pozowanie do zdjęć z młodymi hindusami. Nauczono nas jak układać dwa palce do zdjęcia i że to coś oznacza. Chyba coś gangsterskiego, ale to wiemy z Dharamsali...

Kiedy otworzono (z opóźnieniem) salę kinową okazało się, że sala tylko w 10% będzie zajęta i wszyscy zasiedli w ostatnich rzędach. Film 150 minut, więc... z przerwą 15 minutową. Reklamy przed filmem, jak w Polsce. W czasie seansu pracownicy kina przyjmują zamówienia i donoszą jedzenie i picie. Zwiastuny przed filmem sprawiały, że tylko dla Bollywoodzkich produkcji można zostać w Indiach. Oczywiście wszystko dość komiczne.

Film? Życie aktora w Boolywood nie jest łatwe. Gra się w filmach jak "Szklana pułapka", trzeba wyglądać jak Jean Claude Van Damme (albo i lepiej), śpiewać jak Ricky Martin i tańczyć jak członek Backstreet Boys. Film w pełni w języku Hindu i mimo że bez napisów można dużo zrozumieć z fabuły. I w sumie genialnie się to oglądało! A niektóre sceny to Paweł oglądał ze łzami w oczach. Ze śmiechu oczywiście. No i jakieś mamy takie wrażenie, że dużo pozytywnych emocji było w tym filmie. Taki film akcji połączony z komedią romantyczną przeplatane tańcem, muzyką, a wszystko doprawione budżetem rocznym polskiej kinematografii.

Naprawdę zachęcam do obejrzenia zwiastunu!


a oto wideoklipy z filmu, które tak naprawdę są 100% fragmentem filmu, bo film był przerywany, nie przerywany złe słowo. Elementem filmy były piosenki śpiewane przez aktorów. Zobaczyć Bruce'a Willisa w "Szklanej Pułapce 7" jak w pewnym momencie niskim głosem śpiewa i tańczy, to by było bezcenne...




Paweł tylko powiedział: "Szkoda, że nie ma koszulek I love Bollywood"



W Delhi trwał festiwal. Tak, tak ten festiwal, który ostatnio sprawił, że umoczyliśmy i musieliśmy zwijać portki go Agry. Paweł myślał, że Hindusi się ogarnęli i to wszystko z okazji jego urodzin. Ja nie miałem odwagi mu powiedzieć prawdy. Staliśmy w tłumie i przyglądaliśmy się jak przyjeżdżały kolejne platformy i tuż przed sceną w rytm własnej muzyki prezentowano przyozdobione pojazdy i stroje, a niekiedy i układy taneczne.









W głowach brzmiały nam Bollywoodzkie i Hinduskie rytmy, więc w szampańskich nastrojach wróciliśmy do hotelu. Jutro czekała nas 16 godzinna droga pociągiem do Varanasi...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz