piątek, 23 stycznia 2015

Indonezja: Lombok, Gili Trawangan, Bali 2



Jeden wielki czarny otwieracz do piwa... czyli co widzieliśmy i robiliśmy w Indonezji.


W związku z wypadkiem nie mogliśmy pływać w morzu, jeziorze czy pod wodospadem...

W hotelowym basenie też nie...


i tym też nie...


i w kolejnym też nie...


Nie mogliśmy wspinać się, aby podziwiać wschód słońca z wulkanu...
Nie mogliśmy pójść na umówione lekcje surfingu z tym młodym instruktorem od "Oh my god dude!"


nie zwiedzaliśmy wyspy na skuterze...
nie obejrzeliśmy tyle obrazów ile byśmy chcieli po galeriach w Ubud, czyli kulturalnej stolicy Bali... 


















nie poharataliśmy w gałę...








nie zwiedziliśmy cmentarza, który był tak inny od znanych nam w Polsce...






nie ćwiczyliśmy Jogi tak jak Paweł planował w Indonezji...
(nie licząc zakładania majtek z wyprostowaną nogą)

nie poszedł Paweł na Snorkeling by oglądać wielkie żółwie i rybki Nemo...
oczywiście nie wziął też udziału w kursie nurkowania z akwalungiem...

a na negocjacje i chodzenie po hotelach Paweł nie miał zdrowia, wiec nocleg brał od naganiacza po wyjściu z łódki i podążał w nieznanym kierunku do nieznanego hotelu...



nie popłynęliśmy o poranku oglądać fantastyczny pokaz skaczących delfinów na morzu...




nie wypożyczyliśmy roweru z wielkimi kołami na piasek, aby zwiedzić wyspę Gili...


nie piliśmy alkoholu na łódce, w barze, klubie, pubie, restauracji, na plaży... i na pewno nie w baro-basenie...


nie dotarliśmy na Jawe, nie zobaczyliśmy podobno genialnej Yogyakarty, nie przejechaliśmy indonezyjskim pociągiem do Jakarty...

sfrustrowany tą sytuacją nie uśmiechał się Paweł za dużo...




Generalnie jeden wielki... otwieracz do piwa!
a jak Paweł kiedyś będzie opowiadał o Indonezji to szybko możecie powiedzieć mu: "w dupie byłeś gówno widziałeś".


Co w takim razie robiliśmy przez te 3 tygodnie?

Pawła dzień przez prawie 21 dni wyglądał identycznie: pobudka, droga do restauracji, śniadanie, obiad, kolacja, a gdy się ściemniało to powrót do hotelu i sen. Tak dzień za dniem... Jedyna odmiana to pewnego dnia wypadek ciężarówki, który sprawił, że musieliśmy podejść 100 metrów do taksówki, bo nie mogła dojechać.


Więc jedliśmy, jedliśmy i jeszcze raz jedliśmy...

Może dzięki temu kuchnia Indonezyjska stała się jedną z naszych ulubionych, a Paweł regularnie wykrzykiwał: "Orgazm w ustach!!!"

McDonald przyłapany! 

Śniadanie z wszechobecnym jajkiem i chipsami krewetkowymi










lokalna specjalność


















szejkokosowy






Owoce morza w liściu bananowca








Przepyszna czerwona ryba z mięsem innym niż wszystkie inne


świeży sok


najlepszy kurczak jaki jedliśmy (znaczy Paweł)


wynalazek z Australii

na bogato

banan po Indonezyjsku (cdn w ostatnim akapicie ;) )




























nawet temu przeciwnikowi naleśników ten smakował!


















owoce morza z grilla














Paweł mówi, że sos do teraz pamięta

































































Burrito śniadaniowe






w skorupie kokosa



kaczka, a ryż podany artystycznie jak przystało na Ubud





znowu na bogato


śniadanie w cenie pokoju










zdecydowanie danie wyjazdu - koktajl krewetkowy




inna wersja śniadania w cenie








omlet














omlet


kanapki na śniadanie


zupa z orzechami


taco z krewetkami




street food






pożegnalna z Indonezją podwójna porcja krewetek z ulicznego baru



Poza tym co robiliśmy?
Np. gdy znaleźliśmy się na Bali(!) w miejscowości kuta, czyli najbardziej imprezowej na wyspie gdzie dealer nie sprzedaje Marihuany tylko od razu wyjeżdża z propozycją kokainy! Gdzie po ulicach chodzą tysiące Australijczyków w koszulkach na ramiączkach, czapkach z daszkiem do tyłu i pytających zamulonym głosem przygłupa: "What's up Dude?". Z klubów leci housowa muzyka, a przed klubami skąpo ubrane Indonezyjki zapraszają do środka, a Paweł nawet nie dotarł na plażę. Co więc robił?

Nie wychodząc z hotelu oglądał filmy na DVD i został milionerem w Milionerach..


Skąd ta decyzja? W sumie nie powinno to dziwić. Po miesiącu rana nadal nie była zagojona i się z niej sączyło. Jedliśmy już 6 antybiotyk, zakarzenie nadal nie znikało, a w perspektywie mieliśmy zbliżający się lot do Tajlandii. Przede wszystkim jednak każdy dzień w pokoju bez wychodzenia, a z przemywaniem i suszeniem sprawiał że rana wyglądała lepiej. Wiec tak! Paweł w takim mieście jak kuta grał w gry na komórce, oglądał filmy i zgodnie z rekomendacją lekarza starał się myśleć pozytywnie.


Paweł został też Menagerem Piłkarskim...


Jedynie co to wena uleciała i kompletnie nie szło mu pisanie książki. No, ale jak ogląda się tak ambitne filmy jak Niezniszczalni to nie ma co się dziwić. A jakoś tak się złożyło, że ja też nie mogłem pisać...

Co jeszcze robiliśmy? Przemieściliśmy się do Loviny gdzie spotkaliśmy się z Pawła Przyjaciółmi. Pobyt ten sprawił że Paweł więcej się uśmiechał, co prawda Paweł nadal nie mógł pływać, pić i biegać, ale mógł grać w Dixit, śmiać się, jeździć stopem do szpitali. Był to najfajniejszy okres naszego pobytu w Indonezji.




W jednym ze szpitali np. dowiedzieliśmy się, że szpital zatrudnia człowieka od Customer Service, którego zadaniem jest umilać czas pacjentom oczekującym na lekarza... Zdziwiło nas tylko, że zadawał on pytanie początek rozmowy: "Jak się masz?"

W Ubud natomiast udało nam się wbić "na Jana" na występy tradycyjnej grupy Indonezyjskiej:

























knajpy, dealerzy i marihuana

Na Gilli z racji, że przesiadywaliśmy cały dzień w restauracjach  udało nam się przyjrzeć jak pracują tutejsi... dealerzy. Przyjrzeć to nawet mało powiedziane. Znamy ich cały proces komplementarnej sprzedaży . Mianowicie dealer marihuany czy grzybków na wyspie Gilli to... kelner. Wygląda to tak: każda restauracja ma swojego jednego człowieka od sprzedaży. Po zamówieniu posiłku napoju i zbadaniu z kim mam do czynienia oferuje sprzedaż różnych smakołyków. Pokazuje, oferuje zniżki, zapewnia o jakości oraz że tylko tu jest bezpiecznie, bo wyspa jest odcięta od policji. Teren jego działania to restauracja, co rozwiązuje problemy konkurencji i "walki gangów" reguły są proste – sprzedajesz tam gdzie pracujesz. Myślę też, że szef restauracji jest zadowolony, bo żeby sprzedać coś muszą mieć klientów, a żeby mieć klientów muszą stać przed restauracją i naganiać ich do środka. A Jak ktoś już skosztuje smakołyków to i głodny jest i pić się chce...


Udało nam się przyjrzeć też z perspektywy knajpy jacy są Indonezyjczycy. Jacy są? Bardzo uśmiechnięci, gościnni i starają się cieszyć każdą chwilą.  Może to pamięć o tragicznych wydarzeniach w czasie Tsunami z 2004r. gdzie tylko w Indonezji zginęło prawie 230 00 ludzi oraz pamieć o zamachach bombowych na Bali. A może Marihuana? kto to wie?

Skoro jesteśmy przy tym temacie, będzie on połączony choć jedynie stereotypowo z Bobem Marleyem. Najpopularniejsze knajpy, których jest najwięcej na świecie to knajpy z flagą Jamajki lub portretem Boba Marleya – można je znaleźć wysoko w Himalajach jak i na małej wyspie w Indonezji. Można znaleźć je wszędzie i są częściej spotykane niż bary irlandzkie. Sprawiło to, że Paweł pochłonął muzykę Marleya i lubił przesiadywać w tych knajpach. Z takimi widokami na turkusową wodę, pysznym jedzeniem i muzyką relaks wskakiwał w ciało z chęcią jak polityk do europarlamentu.

W jednej z takich knajp zapamiętamy chwilę jak usiadły obok nas dwie staruszki około osiemdziesiątki zamówiły po drinku, a gdy z głośników zaczął lecieć utwór Alphaville - Forever Young, a one zaczęły śpiewać: "Forever young, I want to be forever young". Jakoś ta chwila odcisnęła piętno na Pawle.

W innej knajpie poznaliśmy uroczą parę z Anglii, która odpoczywała na Gili przed światową konferencją na temat zdrowego żywienia, bo mimo emerytury jeszcze byli w to jakoś zaangażowani. Konferencja miała odbyć się ... na Bali. Podobno pierwszy raz w historii poza Europą. "To se wybrali" powiedział Paweł. Okazało się, że kobieta mówi po Czesku i wiele słów po Polsku zna. Poza tym byli niesamowicie sympatyczni i kulturalni oraz z wielkim bagażem podróży na karku co sprawiło, że z pokorą się ich słuchało.


Niemka/Niemki

W hotelu na wyspie Gili Paweł poznał Niemkę która już drugi miesiąc siedziała w Indonezji i szukała tu swojego raju na ziemi. Postanowili wybrać się coś zjeść, a chwile potem siedzieli w "modnej" na wyspie knajpie z burgerami wraz z grupą 8 spontanicznie spotkanych znajomych Niemki. Niemka była mocno otwarta do ludzi - przy każdej okazji do rozmowy pytała np. kelnera czy sprzedawcę w spożywczaku o imię. Czasem okazje stwarzała sama zaczepiając samotnie idące osoby i zapraszając żeby dołączyły.

Po kolacji ja, Paweł, Niemka i nowa Niemka 2 postanowili oderwać się od grupy i poszukać bardziej spokojnego miejsca, niż centrum turystycznego deptaku z głośną muzyką. Oderwaliśmy się więc od ekipy i w planie mieliśmy dojść na koniec wyspy w poszukiwaniu dobrego miejsca na "chillout". Natomiast Niemka 1 dość szybko się zniecierpliwiła, bo Pawła tępo w związku z kontuzją pozostawiało wiele do życzenia. Znaleźliśmy ciekawe miejsce na plaży pomiędzy dwoma knajpami. Mimo, że z jednej strony trzech Indonezyjczyków grał muzykę akustyczną dla gości jednego z hoteli, a z drugiej leciała "łupanka" dla turystów z Australii to miało to w sobie jakiś urok. Mogliśmy też sobie wybierać na przemian muzykę zgodnie z nastrojem.
Dziewczyny dość szybko się "zważyły". Nowa Niemka zaczęła reagować z opóźnieniem. Polegało to na tym, że odpływała myślami i ciałem, które nieruchomiała i nieruchomo patrzyła się w oddal. Co ciekawe wracała po chwili i była w stanie odpowiedzieć na pytanie czy włączyć się do rozmowy. Druga sprawa, że przeskoczyła na brytyjski i zaczęła mówić jak brytyjska królowa przy każdym słowie kładąc język na dolnych zębach. Najgorsze dla niej, bo mu umieraliśmy ze śmiechu, było to, że nie potrafiła tego powstrzymać mimo prób. Do Niemki 1 natomiast od teraz musieliśmy mówić dwa razy, bo po każdym pytaniu lub zadaniu do niej mówiła: "What?!" przybliżając głowę w stronę rozmówcy z wielkim skupieniem. Oczywiście to też sprawiało, że turlaliśmy się ze śmiechu z łzami w oczach.
Po upiciu Niemki czasem się zapominały i mówiły po Niemiecku z czym Paweł radził sobie mówiąc z zadymą i kiwając głową: "Ales Kla, ales kla.." Co sprawiało zawstydzenie, przeprosiny i powrót na angielski. Ale po którymś razie jak Niemka 2 zaczęła mówić do Pawła po Niemiecku to ten zaczął jej odpowiadać po Polsku. No i gadali tak jakieś 5 minut. Oboje do dziś deklarują, że rozumieli o czym rozmawiali.
Niemka 1 miała mieć za 4 dni urodziny, a więc miała obchodzić swoje urodziny podczas podróży. Dokładnie tak samo jak miało to miejsce w przypadku Pawła w Indiach i Niemki 2 jakieś dwa tygodnie temu. I okazało się, że cała trójka potraktowała ten jak zwykły dzień mówiąc prawie równocześnie: "bo podczas podróży czuje się jakbym miał codziennie urodziny!"

Z urodzin przeszli na temat śmierci. Siedzieliśmy przy gwiazdach widocznych wyjątkowo mocno siedząc na piasku obok buchającego co chwila ogniska gdy ktoś dorzucał ogień. Wtedy powiedziałem, że na świecie do tej pory żyło ponad 100 miliardów co daje ciekawe pole do refleksji. Aby jeszcze bardziej to uzmysłowić dodałem, że każdy litr wody został już wypity 7 razy przez 7 różnych osób. Wtedy Pawłowie tylko oczy się zaświeciły i z zadowoleniem wykrzyknął, że "ma grę!". Każdy miał wymyślać 7 osób, które chciałby, żeby były tymi które przed nim wypiły po tym litrze wody. Paweł wymyślił:
  1. Charles Bukowski
  2. Mieszko 1
  3. Władysław Jagiełło (hehe ;) )
  4. Kleopatra
  5. Jezus Chrystus
  6. Paweł w poprzednim życiu
  7. Kosmici

Tak jak wspomniałem obok nas oprócz lokalnej i komercyjnej muzyki paliło się ognisku, które buchało co chwila mocniejszym, żarem gdy ktoś dorzucał drewna i dodawało uroku miejscu. Dziewczyny zachwycały się gwiazdami na niebie, a Paweł burzą, która szalała daleko na oceanie. Było to powodem do rozmowy na temat poczucia szczęścia w tej konkretnej chwili kiedy siedzimy na wyspie Gili w Indonezji przy ognisku, pięknym niebie w śród używek i muzyki. Doprowadziło to do podziału Niemiecko – Polskiego. Niemiecka ocena w skali jeden do dziesięciu to 6, natomiast Pawła to 8. Na Pawła zastrzeżenia, czy naprawdę potrafią umieć cieszyć się chwilą (naczytał się tego De Melo...) i pytanie Pawła czego potrzebują, aby wystawić wyższą ocenę nowa Niemka wróciła na brytyjski i wyjechała z jakimś mercedesem i że Niemcy stawiają na jakość. Paweł próbował przekonać, że moją wysoko postawioną poprzeczkę "szczęścia" i że może Paweł potrafi bardziej cieszyć się tym co ma i mniej potrzebuje w życiu, żeby być szczęśliwym, ale Niemka mówiła już tylko o Mercedesie i jakości. Paweł popatrzył w bok i zauważył blondynkę i Jamajczyka z włosami jak cocker spaniel, którzy żywo dyskutowali.
- Zróbmy rewolucje! - wykrzyknęła blondynka
- Tak!  – wtórował jej Jamajczyk
- Ale zróbmy taką prawdziwą rewolucję! – z wiarą mówiła dalej.

Ja tylko pomyślałem, jak wiele ludzi na całym świecie ma wiele do powiedzenia.


Candy Mama


Innym razem tuż przed wyjazdem wyspy w ostatnią noc wracając do pokoju Paweł postanowił wrócić inną drogą niż zwykle dzięki czemu zobaczy co się dzieje i co go ominie tego wieczoru. Idąc... kuśtykając z prędkością żółwia zagadał go na murku siedzący młody Indonezyjczyk.
- W porządku szefie? - zapytał z zatroskaną miną
- Nie do końca – odpowiedział lekko smutno Paweł
- Usiądź tu? - wskazując na murek obok siebie
Paweł pomyślał w sumie to w czemu nie, nikogo dziś nie poznałem i jak mawiał klasyk "jeszcze będzie czas by odpoczywać..."
- wypadek na motorze? - zapytał Indonezyjczyk
- na skuterze
gdzie?!
- Lombok – odpowiedział Paweł równo z pytaniem.
To też jest ciekawe, że zadawano nam pytanie dziesiątki razy co się stało i po odpowiedzi, że wypadek na skuterze nikt nie pytał jak to się stało tylko wszystkich interesowało gdzie czy na Bali czy na Lomboku?
- Ktoś Ci pomógł?
Taaaaaak, ludzie na Lomboku są bardzo pomocni i przyjaźni – odpowiedział dziękczynnie Paweł
- To jest Lombok! - stwierdził z dumą, a Paweł skojarzyło się to stwierdzenie z filmem 300.
- Jesteś z Lomboku?- zapytał Paweł
Tak, ale teraz siedzę tu i sprzedaje Marihuanę i Grzybki – zaśmiał się
W tym momencie koło nas przeszły dwie lekko przy kości blond włose kobiety w wieku ok. 40 lat.
- Candy Mama! – zawołał, ni to do nich ni to do Pawła, w momencie jak już były plecami do nas
Paweł się uśmiechnął grzecznie na ten okrzyk, kobiety nie zareagowały i poszły dalej
- Candy mama? - coś tchnęło Pawła, żeby spytać
- Nie wiesz co to candy mama? - zapytał raźnie
- Nie – uśmiechając się odpowiedział Paweł
- Candy mama to starsze kobiety, które mają kasę i chcą spróbować młodych lokalsów – odpowiedział dodatkowo wykonując jednoznaczne ruchy rękami
- Co?! - z radością ciekawej nowinki zapytał Paweł
- Nooooo, przyjechałem tu pierwszy raz to nie wiedziałem o tym! Tańczyliśmy, a ona zaczęła się o mnie ocierać i być coraz bliżej – opowiadał radośnie i ochoczo – i poszliśmy na plaże i całuski i lodzik – mówił to uskuteczniając radośnie pantominę – i włożyła mi kasę do kieszeni – powiedział pochylając się do Pawła z szeroko otwartymi oczami tak jak by myślał, że Paweł nie uwierzy - i ona wzięła prezerwatywę. Wzięła rozmiar zachodni. Rozmiar zachodni człowieku! A ja mam takiego – i pokazał kciuka podniesionego do góry – taki mały – teraz to już oboje z Pawłem pękali ze śmiechu.
- No i ona mi to założyła – kontynuował – a ja nic nie czułem! - dalej śmiejąc się – i włożyłem i 3 sekundy było po wszystkim.
- Na plaży to było? - przepraszam za Pawła, ale nie wiem dlaczego to pytanie zadał...
- Na plaży
- i to jest popularne tu? - domyślając się odpowiedzi zapytał Paweł
- Candy mama człowieku, taaaaak – odpowiedział jak by zaręczał ręką – przyjeżdżają i szukają młodych – i zaczął robić sobie jaja z kolegów – ten np. - pokazując na małego przestraszonego kolegę, który wyglądał na nic nierozumiejącego – 100 000 rupii (czyli 8$) - mówił już ciągle się śmiejąc – a ten – pokazując na trochę większego – 200 000(16$). A Ja – odchylając się dumnie do tyłu – 1 000 000(80$).
- 2 000 000(160$) – powiedział nie zgadzając się Paweł – z Twoim doświadczeniem?! – teraz to już oboje się śmiali
- z jakich krajów miałeś dziewczyny – kontynuował temat Paweł
-  Niemcy, Szwecja – powiedział patrząc w gwiazdy
- Która była najlepsza – podpytywał Paweł
- Szwecja!
- Dlaczego – szczerze zaciekawiony
Pokazał na ręce i powiedział:
- wysportowane – by dodać – pracują – dodał to uśmiechając się w stylu "wiesz co mam na myśli" i zapytał
– miałeś kiedyś Indonezyjkę?
- Nie – odpowiedział Paweł
Dlaczego?! Musisz spróbować! Musisz spróbować lokalnej. Jedziesz do Indonezji próbujesz Indonezyjki. Jedziesz do Ameryki próbujesz Amerykanki – objaśniając zasady tłumaczył – Indonezyjki są cieplejsze i mają inny kolor, ale się nie ruszają. Szwedka się ruszała! No i kolor ma inny... czerwony – powiedział po chwili namysłu
- Różowy... - powiedział Paweł
Tak różowy! – śmiejąc się
- Ile miała lat?
- Różnie. 26, 21 – i dodał zmieniając temat – dzięki, że tu siedzisz bo mi pomagasz sprzedawać.
- Jak to? - zapytał Paweł
- No bo nam nie ufają, a jak siedzi biały to ufają bardziej - oznajmił
- Nie ufają, ale idą do łóżka – uśmiechając się powiedział Paweł
- Kobiety... - odpowiedzieli razem...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz