wtorek, 7 października 2014

Indie: Goa


"Sir, that's my seat" – powiedział jakiś Hindus i obudził Pawła.
Która godzina?! Gdzie jestem! - pomyślał Paweł. Jeśli ktoś nas budzi to znaczy, że nasze miejsce już jest nie nasze i przejechaliśmy stację... Całe szczęście Paweł zapomniał, że położył się na nie swoim miejscu i pojawił się jedynie jego właściciel.
Hindus powiedział, że nasza stacja jest następna i będzie to za około godzinę. Resztę drogi spędziliśmy siedząc po ciemku w wagonie chrapiących Hindusów i zastanawiając się czy wszystko mamy. Kilka minut przed planowanym dojazdem dowiedzieliśmy się od innego Hindusa siedzącego między wagonami (może kontroler? może człowiek od "cziken birjani, cziken birjani, cziken birjani!"?) kompletnie nie mówiącego po angielsku, że jest godzinne opóźnienie i do naszej stacji jeszcze chwila. Wróciliśmy na miejsce, ale na całe szczęście, gdy po chwili zaczęły się szykować inne osoby do wyjścia okazało się, że stacja jest za 10 minut, a nie za godzinę.

Na dworcu spotkało nas to samo co może nas spotkać na dworcu czy lotnisku we Wrocławiu czy w Warszawie... tylko tak razy 10.
- "Sir, Taxi?"
- "Sir, Taxi?!"
- "Sir, Tuk-Tuk?"
- ...
Po chwili rozmysłu – nie znamy miasta, nie wiemy gdzie iść, stacja nie ma dworca, nie ma Starbucksa, nie ma czegokolwiek nocnego. Zdecydowaliśmy się przegrać negocjacje i pojechać godzinę do hotelu w naszej miejscowości. Od razu można było odczuć inny klimat...

Klima, ciekło-krystaliczny telewizor, 50 metrów do plaży - 30zł.


Śniadanie: Omlet Masala

W latach 60 Goa to ziemia obiecana dla wyrzutków, dzieci kwiatów i wyznawców New Age. W latach 70 stała się rajem hipisów, a plaże sceną nieustannych imprez naturalistów w oparach marihuany. Nadal można tu spotkać ostatnich hipisów, których poszukiwanie mieliśmy na liście rzeczy do zrobienia!

Plaże na Goa uznawane są za najładniejsze w Indiach i jedne z najładniejszych na świecie:
Plaża Ańdźuna scena imprez w rytmie trance...
Plaża Vagator z czerwonym urwiskiem...
Plaża Asvem z cudownym piaskiem...
Plaża Arambol jeden z ostatnich azylów prawdziwych hipisów...










Pierwsze opalanie:

Pierwsza kąpiel:

Całe północne Goa postanowiliśmy zwiedzić na dwóch kołach skutera zatrzymując się na różnych plażach na kąpiel, jedzenie, odpoczynek. No i raz pod przymusem braku paliwa i spaceru dwa kilometry z butelką po fancie na stację benzynową.






Sok z Kokosa:















Na jednej z plaż przyłączył się do nas bezpański pies, który towarzyszył nam podczas długiego spaceru. Zachowywał się niczym nasz opiekun - odganiał inne psy, prowadził właściwą drogą i pilnował abyśmy nie zboczyli z kursu. Nie wiem kto go z Was wysłał, ale dziękujemy :)



Czary-Mary i jedno z nielicznych zdjęć z Pawłem

Goa oprócz pięknych plaż słynie także z najlepszych owoców morza w Indiach.
Pyszne Małże, Pyszne Kalmary, Pysze Krewetki i taki sobie Krab.



Wracając drugiego dnia wieczorem długim mostem nad rzeką Chapora łączącym Asvem z Siolim słońce powoli chowało się za gęstymi palmami i zbliżało się do morza. Niebo zrobiło się różowe, a okolica mieniła się ciemnozielonymi i gęsto rosnącymi palmami. W zasięgu wzroku były tylko palmy, długa rzeka, mała wyspa i przepięknie niebo. Paweł czuł się niesamowicie szczęśliwy. Tą chwilę wolności zapamięta do końca życia.


W ostatniej chwili zdecydowaliśmy się pojechać jeszcze do miasta Old Goa i zobaczyć największą atrakcję tego miasta, budowaną 80 lat katedrę Se oraz bazylikę de Bom Jesus. Katedra Se to pamiątka po Portugalczykach i podobno większa niż jakikolwiek kościół w Portugalii. W środku znajduje się krucyfiks przywiezniony z jednej z Goańskich wsi po tym, jak ukazał się tam Jezus. Ciekawe czy hipisi mają coś z tym wspólnego... 






Wieczór zakończyliśmy zmęczeni, ale szczęśliwi przed telewizorem gdzie oglądaliśmy Indyjskich sprintero-zapaśników.



Udało nam się kupić w dobrej cenie bilety lotnicze z Goa do Delhi dzięki czemu mogliśmy zrezygnować z 35 godzin w pociągu do Agry i być do przodu jeden dzień. Ciekawym doświadczeniem było też odwiedzenie lotniska na Goa, przez które przechodzi droga, więc na zmianę przejeżdżają samochody oraz lądują i startują samoloty.




Menu w samoloicie... Chiken Birjani!

Byliśmy zadowoleni z decyzji i zamiany pociągu na samolot. Nic nie zapowiadało tego co miało się wydarzyć...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz