Od
rana wybraliśmy się na wyspę Elephanta. Statki odpływają spod
Gateway of India, a godzinny rejs był wytchnieniem od hałasów i upału
Bombaju. Na statku przyciągaliśmy uwagę wielu osób, a proces
smarowania się kremem do opalania sprawił, że kilku osobom mało
oczy nie wyszły na wierzch.
Wyspa,
wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO, robi wrażenie
zielenią oraz wolno biegającymi małpami. Po chwili wspinaczki
dochodzi się do jaskiń gdzie w centralnej znajduje się rzeźba
przedstawiająca Śiwe w trzygłowym wcieleniu jak Swórca, Opiekun
i Niszczyciel. To by wyjaśniało węże zamiast włosów. Dalej
można zobaczyć jeszcze Siwę w jego męskiej i żeńskiej postaci
co symbolizuje jedność przeciwieństw.
Wracając
statkiem mogliśmy zaobserwować obrazy jaki często można ujrzeć w
Indiach: chłopcy i męszczyźni trzymający się za ręce idąc na
spacer, obejmujący i głaskający się czy jak w tym przypadku
kładący się na sobie przytuleni i wzjaemnie się "miziających".
Pod
bramą Indii czekał na nas Mihil, którego poznaliśmy w Polsce i
który zapewnił nam wycieczkę samochodem do Dhobi Ghat, Muzeum
Gandiego (które było już nieczynne) oraz dzięki niemu
spróbowaliśmy wyjątkowych potraw w lokalnych "street foodach"
do których nie docierają turyści, a jedzenie jest doskonałe i
tanie.
Dhobi Ghat – największa na świecie pralnia pod gołym niebem. Gdzie 200 rodzin stoi po kolana w wodzie w kamiennych basenikach oraz rynnach i uderza o betonowe bale rozłożoną kolorystycznie odzieżą, która chwilę przed uderzeniem wirowała w powietrzu po zamachu. Dalej bucha para i gotuje się pranie. Radząc sobie z najgorszymi plamami dzięki roztworowi z kadzi z sody. Wszystko wyprasowane opalanymi drewnem ciężkimi żelazkami.
Tu
przyjeżdża pranie z całego miasta: domów, hoteli, szpitali,
szkół, biur, słynnych indyjskich pociągów i wraca do
właścicieli... bez żadnej komputerowej rejestracji.
Zakończenia
dnia to pyszne białe piwko w klimnatyzowanym pubie wraz z Mihilem i
przyglądanie się jak spędza się wieczory w Mumbaju.
Paweł ma powodzenie w Indiach. Z tym, że od czasu do czasu w ciągu dnia podrywają go... Panowie. Czasem ktoś wyśle buziaka, czasem, ktoś zatrzyma się i dość dwuznacznie zaproponuje, że do podwiezie. Hindusi, też sporo plują, bo uważają, że przezto się oczyszczają. Dość komicznie to wygląda jak jakiś najpierw puści oko Pawłowi, a następnie siarczystą "melą" plunie w jego stronę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz