Jeden wielki czarny otwieracz do piwa... czyli co widzieliśmy i robiliśmy w Indonezji.
W związku z wypadkiem nie mogliśmy pływać w morzu, jeziorze czy pod wodospadem...
W hotelowym basenie też nie...
i tym też nie...
i
w kolejnym też nie...
Nie
mogliśmy wspinać się, aby podziwiać wschód słońca z wulkanu...
Nie
mogliśmy pójść na umówione lekcje surfingu z tym młodym instruktorem od "Oh my god dude!"
nie
zwiedzaliśmy wyspy na skuterze...
nie obejrzeliśmy tyle obrazów ile byśmy chcieli po galeriach w Ubud, czyli kulturalnej stolicy Bali...
nie
zwiedziliśmy cmentarza, który był tak inny od znanych nam w Polsce...
nie
ćwiczyliśmy Jogi tak jak Paweł planował w Indonezji...
(nie licząc zakładania
majtek z wyprostowaną nogą)
nie
poszedł Paweł na Snorkeling by oglądać wielkie żółwie i rybki Nemo...
oczywiście nie wziął też udziału w kursie nurkowania z akwalungiem...
a na negocjacje i chodzenie po hotelach Paweł nie miał zdrowia, wiec nocleg brał od naganiacza po wyjściu z łódki i podążał w nieznanym kierunku do nieznanego hotelu...
nie
popłynęliśmy o poranku oglądać fantastyczny pokaz skaczących delfinów na morzu...
nie
wypożyczyliśmy roweru z wielkimi kołami na piasek, aby zwiedzić wyspę Gili...
nie
piliśmy alkoholu na łódce, w barze, klubie, pubie, restauracji, na
plaży... i na pewno nie w baro-basenie...
nie
dotarliśmy na Jawe, nie zobaczyliśmy podobno genialnej Yogyakarty,
nie przejechaliśmy indonezyjskim pociągiem do Jakarty...
sfrustrowany
tą sytuacją nie uśmiechał się Paweł za dużo...
Generalnie
jeden wielki... otwieracz do piwa!
a
jak Paweł kiedyś będzie opowiadał o Indonezji to szybko możecie
powiedzieć mu: "w dupie byłeś gówno widziałeś".
Co
w takim razie robiliśmy przez te 3 tygodnie?
Pawła
dzień przez prawie 21 dni wyglądał identycznie: pobudka, droga do
restauracji, śniadanie, obiad, kolacja, a gdy się ściemniało to
powrót do hotelu i sen. Tak dzień za dniem... Jedyna odmiana to
pewnego dnia wypadek ciężarówki, który sprawił, że musieliśmy
podejść 100 metrów do taksówki, bo nie mogła dojechać.
Więc
jedliśmy, jedliśmy i jeszcze raz jedliśmy...
Może dzięki temu kuchnia Indonezyjska stała się jedną z naszych ulubionych, a Paweł
regularnie wykrzykiwał: "Orgazm w ustach!!!"
McDonald przyłapany!
Śniadanie z wszechobecnym jajkiem i chipsami krewetkowymi
lokalna specjalność
szejk kokosowy
Owoce morza w liściu bananowca
Przepyszna czerwona ryba z mięsem innym niż wszystkie inne
świeży sok
najlepszy kurczak jaki jedliśmy (znaczy Paweł)
wynalazek z Australii
na bogato
banan po Indonezyjsku (cdn w ostatnim akapicie ;) )
nawet temu przeciwnikowi naleśników ten smakował!
owoce morza z grilla
Paweł mówi, że sos do teraz pamięta
Burrito śniadaniowe
w skorupie kokosa
kaczka, a ryż podany artystycznie jak przystało na Ubud
znowu na bogato
śniadanie w cenie pokoju
zdecydowanie danie wyjazdu - koktajl krewetkowy
inna wersja śniadania w cenie
omlet
omlet
kanapki na śniadanie
zupa z orzechami
taco z krewetkami
street food
pożegnalna z Indonezją podwójna porcja krewetek z ulicznego baru
Poza
tym co robiliśmy?
Np.
gdy znaleźliśmy się na Bali(!) w miejscowości kuta, czyli
najbardziej imprezowej na wyspie gdzie dealer nie sprzedaje
Marihuany tylko od razu wyjeżdża z propozycją kokainy! Gdzie po
ulicach chodzą tysiące Australijczyków w koszulkach na
ramiączkach, czapkach z daszkiem do tyłu i pytających zamulonym
głosem przygłupa: "What's up Dude?". Z klubów leci
housowa muzyka, a przed klubami skąpo ubrane Indonezyjki zapraszają do środka, a Paweł nawet nie dotarł na plażę. Co więc robił?
Nie wychodząc z hotelu oglądał filmy na DVD i został milionerem w Milionerach..
Skąd
ta decyzja? W sumie nie powinno to dziwić. Po miesiącu rana nadal
nie była zagojona i się z niej sączyło. Jedliśmy już 6 antybiotyk, zakarzenie nadal nie
znikało, a w perspektywie mieliśmy zbliżający się lot do
Tajlandii. Przede wszystkim jednak każdy dzień w pokoju bez
wychodzenia, a z przemywaniem i suszeniem sprawiał że rana wyglądała lepiej. Wiec tak! Paweł w takim mieście jak kuta grał w gry na komórce, oglądał
filmy i zgodnie z rekomendacją lekarza starał się myśleć
pozytywnie.
Jedynie
co to wena uleciała i kompletnie
nie szło mu pisanie książki. No, ale jak ogląda się tak ambitne filmy jak Niezniszczalni to nie ma co się dziwić. A jakoś tak się złożyło, że ja
też nie mogłem pisać...
Co
jeszcze robiliśmy? Przemieściliśmy się do Loviny gdzie
spotkaliśmy się z Pawła Przyjaciółmi. Pobyt ten sprawił że Paweł
więcej się uśmiechał, co prawda Paweł nadal nie mógł pływać, pić
i biegać, ale mógł grać w Dixit, śmiać się, jeździć stopem do
szpitali. Był to najfajniejszy okres naszego pobytu w Indonezji.
W
jednym ze szpitali np. dowiedzieliśmy się, że szpital zatrudnia
człowieka od Customer Service,
którego zadaniem jest umilać czas pacjentom oczekującym na
lekarza... Zdziwiło nas tylko, że zadawał on pytanie początek
rozmowy: "Jak się masz?"
W Ubud natomiast udało nam się wbić "na Jana" na występy tradycyjnej grupy Indonezyjskiej:
knajpy, dealerzy i marihuana
Na Gilli z racji, że przesiadywaliśmy cały dzień w restauracjach udało
nam się przyjrzeć jak pracują tutejsi... dealerzy. Przyjrzeć to
nawet mało powiedziane. Znamy ich cały proces komplementarnej
sprzedaży . Mianowicie dealer marihuany czy grzybków na wyspie
Gilli to... kelner. Wygląda to tak: każda restauracja ma swojego
jednego człowieka od sprzedaży. Po zamówieniu posiłku napoju i
zbadaniu z kim mam do czynienia oferuje sprzedaż różnych
smakołyków. Pokazuje, oferuje zniżki, zapewnia o jakości oraz że
tylko tu jest bezpiecznie, bo wyspa jest odcięta od policji. Teren
jego działania to restauracja, co rozwiązuje problemy konkurencji i
"walki gangów" reguły są proste – sprzedajesz tam
gdzie pracujesz. Myślę też, że szef restauracji jest zadowolony,
bo żeby sprzedać coś muszą mieć klientów, a żeby mieć
klientów muszą stać przed restauracją i naganiać ich do środka.
A Jak ktoś już skosztuje smakołyków to i głodny jest i pić się
chce...
Udało nam się przyjrzeć też z perspektywy knajpy jacy są Indonezyjczycy. Jacy są? Bardzo uśmiechnięci, gościnni i starają się cieszyć każdą chwilą. Może to pamięć o tragicznych wydarzeniach w czasie Tsunami z 2004r. gdzie tylko w Indonezji zginęło prawie 230 00 ludzi oraz pamieć o zamachach bombowych na Bali. A może Marihuana? kto to wie?
Skoro
jesteśmy przy tym temacie, będzie on połączony choć jedynie
stereotypowo z Bobem Marleyem. Najpopularniejsze knajpy, których
jest najwięcej na świecie to knajpy z flagą Jamajki lub portretem
Boba Marleya – można je znaleźć wysoko w Himalajach jak i na
małej wyspie w Indonezji. Można znaleźć je wszędzie i są
częściej spotykane niż bary irlandzkie. Sprawiło to, że Paweł
pochłonął muzykę Marleya i lubił przesiadywać w tych knajpach. Z
takimi widokami na turkusową wodę, pysznym jedzeniem i muzyką
relaks wskakiwał w ciało z chęcią jak polityk do europarlamentu.
W
jednej z takich knajp zapamiętamy chwilę jak usiadły obok nas dwie
staruszki około osiemdziesiątki zamówiły po drinku, a gdy z głośników
zaczął lecieć utwór Alphaville
- Forever Young, a one zaczęły śpiewać: "Forever young, I want to be forever
young". Jakoś ta chwila odcisnęła piętno na Pawle.
W
innej knajpie poznaliśmy uroczą parę z Anglii, która odpoczywała
na Gili przed światową konferencją na temat zdrowego żywienia, bo
mimo emerytury jeszcze byli w to jakoś zaangażowani. Konferencja
miała odbyć się ... na Bali. Podobno pierwszy raz w historii poza
Europą. "To
se wybrali"
powiedział Paweł. Okazało się, że kobieta mówi po Czesku i
wiele słów po Polsku zna. Poza tym byli niesamowicie sympatyczni i
kulturalni oraz z wielkim bagażem podróży na karku co sprawiło, że z
pokorą się ich słuchało.
Niemka/Niemki
W
hotelu na wyspie Gili Paweł poznał Niemkę która już drugi
miesiąc siedziała w Indonezji i szukała tu swojego raju na ziemi.
Postanowili wybrać się coś zjeść, a chwile potem siedzieli w
"modnej" na wyspie knajpie z burgerami wraz z grupą 8
spontanicznie spotkanych znajomych Niemki. Niemka była mocno otwarta
do ludzi - przy każdej okazji do rozmowy pytała np. kelnera czy
sprzedawcę w spożywczaku o imię. Czasem okazje stwarzała sama
zaczepiając samotnie idące osoby i zapraszając żeby dołączyły.
Po
kolacji ja, Paweł, Niemka i nowa Niemka 2 postanowili oderwać się
od grupy i poszukać bardziej spokojnego miejsca, niż centrum
turystycznego deptaku z głośną muzyką. Oderwaliśmy się więc od
ekipy i w planie mieliśmy dojść na koniec wyspy w poszukiwaniu
dobrego miejsca na "chillout". Natomiast Niemka 1 dość
szybko się zniecierpliwiła, bo Pawła tępo w związku z kontuzją
pozostawiało wiele do życzenia. Znaleźliśmy ciekawe miejsce na
plaży pomiędzy dwoma knajpami. Mimo, że z jednej strony trzech Indonezyjczyków grał muzykę akustyczną dla gości jednego z
hoteli, a z drugiej leciała "łupanka" dla turystów z
Australii to miało to w sobie jakiś urok. Mogliśmy też sobie
wybierać na przemian muzykę zgodnie z nastrojem.
Dziewczyny
dość szybko się "zważyły". Nowa Niemka zaczęła reagować z opóźnieniem. Polegało to na tym, że odpływała
myślami i ciałem, które nieruchomiała i nieruchomo patrzyła się
w oddal. Co ciekawe wracała po chwili i była w stanie odpowiedzieć
na pytanie czy włączyć się do rozmowy. Druga sprawa, że
przeskoczyła na brytyjski i zaczęła mówić jak brytyjska królowa
przy każdym słowie kładąc język na dolnych zębach. Najgorsze
dla niej, bo mu umieraliśmy ze śmiechu, było to, że nie potrafiła
tego powstrzymać mimo prób. Do Niemki 1 natomiast od teraz
musieliśmy mówić dwa razy, bo po każdym pytaniu lub zadaniu do
niej mówiła: "What?!" przybliżając głowę w stronę rozmówcy z wielkim skupieniem. Oczywiście to też sprawiało, że
turlaliśmy się ze śmiechu z łzami w oczach.
Po
upiciu Niemki czasem się zapominały i mówiły po Niemiecku z czym
Paweł radził sobie mówiąc z zadymą i kiwając głową: "Ales
Kla, ales kla.." Co sprawiało zawstydzenie, przeprosiny i
powrót na angielski. Ale po którymś razie jak Niemka 2 zaczęła mówić do Pawła po Niemiecku to ten zaczął jej odpowiadać po
Polsku. No i gadali tak jakieś 5 minut. Oboje do dziś deklarują,
że rozumieli o czym rozmawiali.
Niemka
1 miała mieć za 4 dni urodziny, a więc miała obchodzić swoje
urodziny podczas podróży. Dokładnie tak samo jak miało to
miejsce w przypadku Pawła w Indiach i Niemki 2 jakieś dwa tygodnie
temu. I okazało się, że cała trójka potraktowała ten jak zwykły
dzień mówiąc prawie równocześnie: "bo podczas podróży
czuje się jakbym miał codziennie urodziny!"
Z
urodzin przeszli na temat śmierci. Siedzieliśmy przy gwiazdach
widocznych wyjątkowo mocno siedząc na piasku obok buchającego co
chwila ogniska gdy ktoś dorzucał ogień. Wtedy powiedziałem, że
na świecie do tej pory żyło ponad 100 miliardów co daje ciekawe
pole do refleksji. Aby jeszcze bardziej to uzmysłowić dodałem, że
każdy litr wody został już wypity 7 razy przez 7 różnych osób.
Wtedy Pawłowie tylko oczy się zaświeciły i z zadowoleniem wykrzyknął, że "ma grę!". Każdy miał wymyślać 7 osób, które chciałby, żeby były tymi które przed nim wypiły
po tym litrze wody. Paweł wymyślił:
- Charles Bukowski
- Mieszko 1
- Władysław Jagiełło (hehe ;) )
- Kleopatra
- Jezus Chrystus
- Paweł w poprzednim życiu
- Kosmici
Tak
jak wspomniałem obok nas oprócz lokalnej i komercyjnej muzyki paliło się ognisku, które buchało co chwila mocniejszym, żarem
gdy ktoś dorzucał drewna i dodawało uroku miejscu. Dziewczyny
zachwycały się gwiazdami na niebie, a Paweł burzą, która szalała
daleko na oceanie. Było to powodem do rozmowy na temat poczucia
szczęścia w tej konkretnej chwili kiedy siedzimy na wyspie Gili
w Indonezji przy ognisku, pięknym niebie w śród używek i muzyki.
Doprowadziło to do podziału Niemiecko – Polskiego. Niemiecka
ocena w skali jeden do dziesięciu to 6, natomiast Pawła to 8. Na
Pawła zastrzeżenia, czy naprawdę potrafią umieć cieszyć się
chwilą (naczytał się tego De Melo...) i pytanie Pawła czego
potrzebują, aby wystawić wyższą ocenę nowa Niemka wróciła na brytyjski i wyjechała z jakimś mercedesem i że Niemcy
stawiają na jakość. Paweł próbował przekonać, że moją
wysoko postawioną poprzeczkę "szczęścia" i że może
Paweł potrafi bardziej cieszyć się tym co ma i mniej potrzebuje w
życiu, żeby być szczęśliwym, ale Niemka mówiła już tylko o
Mercedesie i jakości. Paweł popatrzył w bok i zauważył blondynkę
i Jamajczyka z włosami jak cocker spaniel, którzy żywo dyskutowali.
- Zróbmy rewolucje! - wykrzyknęła blondynka
- Tak! – wtórował jej Jamajczyk
- Ale zróbmy taką prawdziwą rewolucję! – z wiarą mówiła dalej.
- Zróbmy rewolucje! - wykrzyknęła blondynka
- Tak! – wtórował jej Jamajczyk
- Ale zróbmy taką prawdziwą rewolucję! – z wiarą mówiła dalej.
Ja tylko pomyślałem, jak wiele ludzi na całym świecie ma wiele do powiedzenia.
Candy Mama
Innym
razem tuż przed wyjazdem wyspy w ostatnią noc wracając do pokoju
Paweł postanowił wrócić inną drogą niż zwykle dzięki czemu
zobaczy co się dzieje i co go ominie tego wieczoru. Idąc...
kuśtykając z prędkością żółwia zagadał go na murku siedzący
młody Indonezyjczyk.
- W
porządku szefie? - zapytał z zatroskaną miną
- Nie
do końca – odpowiedział lekko smutno Paweł
- Usiądź
tu? - wskazując na murek obok siebie
Paweł
pomyślał w sumie to w czemu nie, nikogo dziś nie poznałem i jak
mawiał klasyk "jeszcze będzie czas by odpoczywać..."
- wypadek
na motorze? - zapytał Indonezyjczyk
- na
skuterze
- gdzie?!
- Lombok
– odpowiedział Paweł równo z pytaniem.
To
też jest ciekawe, że zadawano nam pytanie dziesiątki razy co się
stało i po odpowiedzi, że wypadek na skuterze nikt nie pytał jak
to się stało tylko wszystkich interesowało gdzie czy na Bali czy
na Lomboku?
- Ktoś
Ci pomógł?
- Taaaaaak,
ludzie na Lomboku są bardzo pomocni i przyjaźni – odpowiedział dziękczynnie Paweł
- To
jest Lombok! - stwierdził z dumą, a Paweł skojarzyło się to stwierdzenie z filmem 300.
- Jesteś
z Lomboku?- zapytał Paweł
- Tak,
ale teraz siedzę tu i sprzedaje Marihuanę i Grzybki – zaśmiał
się
W
tym momencie koło nas przeszły dwie lekko przy kości blond włose
kobiety w wieku ok. 40 lat.
- Candy
Mama! – zawołał, ni to do nich ni to do Pawła, w momencie jak
już były plecami do nas
Paweł
się uśmiechnął grzecznie na ten okrzyk, kobiety nie zareagowały
i poszły dalej
- Candy
mama? - coś tchnęło Pawła, żeby spytać
- Nie
wiesz co to candy mama? - zapytał raźnie
- Nie
– uśmiechając się odpowiedział Paweł
- Candy
mama to starsze kobiety, które mają kasę i chcą spróbować
młodych lokalsów – odpowiedział dodatkowo wykonując
jednoznaczne ruchy rękami
- Co?!
- z radością ciekawej nowinki zapytał Paweł
- Nooooo,
przyjechałem tu pierwszy raz to nie wiedziałem o tym! Tańczyliśmy,
a ona zaczęła się o mnie ocierać i być coraz bliżej –
opowiadał radośnie i ochoczo – i poszliśmy na plaże i całuski
i lodzik – mówił to uskuteczniając radośnie pantominę – i
włożyła mi kasę do kieszeni – powiedział pochylając się do
Pawła z szeroko otwartymi oczami tak jak by myślał, że Paweł
nie uwierzy - i ona wzięła prezerwatywę. Wzięła rozmiar zachodni.
Rozmiar zachodni człowieku! A ja mam takiego – i pokazał kciuka
podniesionego do góry – taki mały – teraz to już oboje z
Pawłem pękali ze śmiechu.
- No
i ona mi to założyła – kontynuował – a ja nic nie czułem! -
dalej śmiejąc się – i włożyłem i 3 sekundy było po
wszystkim.
- Na
plaży to było? - przepraszam za Pawła, ale nie wiem dlaczego to
pytanie zadał...
- Na
plaży
- i
to jest popularne tu? - domyślając się odpowiedzi zapytał Paweł
- Candy
mama człowieku, taaaaak – odpowiedział jak by zaręczał ręką
– przyjeżdżają i szukają młodych – i zaczął robić sobie jaja z kolegów – ten np. - pokazując na małego przestraszonego kolegę, który wyglądał na nic nierozumiejącego – 100 000 rupii (czyli 8$) - mówił już ciągle się śmiejąc – a ten –
pokazując na trochę większego – 200 000(16$). A Ja –
odchylając się dumnie do tyłu – 1 000 000(80$).
- 2
000 000(160$) – powiedział nie zgadzając się Paweł – z Twoim
doświadczeniem?! – teraz to już oboje się śmiali
- z
jakich krajów miałeś dziewczyny – kontynuował temat Paweł
- Niemcy,
Szwecja – powiedział patrząc w gwiazdy
- Która
była najlepsza – podpytywał Paweł
- Szwecja!
- Dlaczego
– szczerze zaciekawiony
Pokazał
na ręce i powiedział:
- wysportowane – by dodać – pracują – dodał to uśmiechając się w stylu "wiesz co mam na myśli" i zapytał
- wysportowane – by dodać – pracują – dodał to uśmiechając się w stylu "wiesz co mam na myśli" i zapytał
– miałeś kiedyś
Indonezyjkę?
- Nie
– odpowiedział Paweł
- Dlaczego?!
Musisz spróbować! Musisz spróbować lokalnej. Jedziesz do
Indonezji próbujesz Indonezyjki. Jedziesz do Ameryki próbujesz
Amerykanki – objaśniając zasady tłumaczył – Indonezyjki są
cieplejsze i mają inny kolor, ale się nie ruszają. Szwedka się
ruszała! No i kolor ma inny... czerwony – powiedział po chwili
namysłu
- Różowy...
- powiedział Paweł
- Tak
różowy! – śmiejąc się
- Ile
miała lat?
- Różnie.
26, 21 – i dodał zmieniając temat – dzięki, że tu siedzisz
bo mi pomagasz sprzedawać.
- Jak
to? - zapytał Paweł
- No
bo nam nie ufają, a jak siedzi biały to ufają bardziej - oznajmił
- Nie
ufają, ale idą do łóżka – uśmiechając się powiedział
Paweł
- Kobiety...
- odpowiedzieli razem...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz